niedziela, 12 czerwca 2016

CzarnOFF Fest

Na ostatnią chwilę Czarnowidzowi udało się wyczyścić dysze lodówki i znowu działa na gaz. Na 12V dalej jest foch... Mogliśmy więc spokojnie przed wyjazdem schłodzić lodówkę i wrzucić do niej karkówki. Szybko się spakowaliśmy i ruszyliśmy na CzarnOFF, który nie odbywa się w Czarnowie, a w Rędzinach. Uparł się dziad jeden, że wjedzie do Rędzin od strony Wieściszowic. Oj, męczył się Maruder... Pod koniec już na jedynce, ale wjechał :-) CzarnOFF to pierwsza edycja festiwalu z muzyką reggae, muzyką świata, blisko przyrody. 



Impreza nie rozczarowała, fajna muzyka, świetna atmosfera, piękne miejsce. Za rok na bank będziemy.

Jak pewnie każdy festiwal na początku, nie było idealnie. Pierwszy nasz zarzut to to, że organizatorzy uparli się na spontan i nie podali kolejności wykonawców. Oczywiście przegapiliśmy to, na czym nam najbardziej zależało. A pokaz Bandit Queen Circus był w trakcie przerwy między wykonawcami i usłyszeliśmy tylko pożegnanie... Później doczytałam, że w trakcie pokazu normalnie DJ grał jak w trakcie innych przerw, więc nie szło się połapać z daleka.

Jeszcze z minusów imprezy - jedzenie było dziwnie zorganizowane. Firma sprzedawała po kolei co miała nie dając wyboru i nie informując co mają, więc jak mi się zachciało czegoś, to już akurat tego nie było. Wtedy się dowiedzieliśmy jak to działa. Do tego 4 toiki to trochę mało na tylu ludzi, ale może nie przewidziano tak dużej frekwencji. Nasi przyjaciele cieszyli się, że w Maruderze jest kibelek. Prysznice to była zupełna prowizorka, ale nie musieliśmy korzystać. Temperatura i wiatr też nie zachęcały ;-)

Za to dobre i niedrogie czeskie piwo, piękne widoki, dobry dźwięk i luźna atmosfera. Dobrze przygotowany teren, miejsce na ognisko. Spokojnie stanęliśmy Maruderem na łące - parkingu. Obok zorganizowaliśmy sobie miejsce na namiot i mini grillowanie. Pogoda w sumie dopisała, trafił się też jeden kamper, prawie jak nasz. Było też kilka busów i westfalii. Za rok chętnie zajrzymy na drugą edycję, weźmiemy poprawkę na brak planu koncertów i niezależność kibelkowo-jedzeniowo-prysznicową, bo stan toitojów ma swoje granice ;-) 




niedziela, 5 czerwca 2016

Dolnośląskie/Wielkopolskie cz. 3.

Po południu marudziliśmy dalej po wioskach. Dość mocno przygnębieni pojechaliśmy do Szklarki Śląskiej. Po drodze oczywiście Czarnowidz znalazł skrót. I jak na czarnowidza był wyjątkowo mało przewidujący!
Tak wyglądała droga.. Zawróciliśmy jak tylko się dało..


Zależało nam, żeby znaleźć grób polskiego nauczyciela, który organizował naukę na terenach zdominowanych przez Niemców. Później został wysłany na Mazury, gdzie prowadził jedyną polską szkołę. Najpewniej został zamordowany, oficjalnie było to zaczadzenie. Jego pogrzeb w Szklarce był manifestacją polityczną. Znaleźliśmy malutki cmentarzyk w malutkiej wiosce. Jak widać pamięć nie ginie, grób jest zadbany.


 We wsi znajdują się charakterystyczne ciemne domy - to ruda darniowa, czyli najgorsza ruda żelaza. A że było tam tego sporo, to było używane jako budulec.

Na sam koniec zajechaliśmy do Kałkowskich / Kałkowskiego (?). Odwiedziliśmy Kałkowskie ze względu na nasze uwielbienie dla wiatraków, a tam stoi wiatrak wyjątkowy, bo paltrak. Paltraki mają cechy i koźlaka i holendra, ale odpuszczę tu sobie szczegóły. Bez obejrzenia na żywo chyba nie ma co kombinować ;-)

  





środa, 1 czerwca 2016

Dolnośląskie/Wielkopolska cz. 2.

Tym razem marudziliśmy od pałacu do pałacu.

Dzień zaczęliśmy od podjechania do Goszczy. Naszym celem były zabudowania pałacowe, w tej chwili częściowo ruina, częściowo mieszkania komunalne.. Jeden budynek został świeżo odremontowany za unijne, ale tak ogrodzony, że nie ma szans go obejrzeć.

Chodziliśmy po pałacu, oglądaliśmy ruinę kościoła, poszliśmy do mauzoleum w lesie.. Skończyło się to totalną deprechą... Sami zobaczcie:




i część z kościołem...


O pałacu możecie poczytać na onecie i u Hannibala Smoke. 

Potem przenieśliśmy się do znanego już Czarnowidzowi obiektu. Żeby do Mojej Woli trafić należy szukać wioski Sośnie. Po przybliżeniu mapy w lewo od Sośnia pojawi się nasz cel. W skrócie mówiąc, to zaniedbany zabytek, właściciel od lat kombinuje, żeby tylko nic nie robić.. Różne urzędy go ścigały, nieskutecznie. Jest to nieduży obiekt, ale wyjątkowy na skalę europejską. Jako jeden z niewielu pokryty jest korą dębową, a właściwie korkiem. To korek z dębu z Portugalii. Nam udało się zajrzeć do środka, zanim całkiem się rozsypie.. Jeżeli kogoś zainteresuje obiekt, to warto wesprzeć organizację, która uparcie walczy o ratowanie pałacu. Więcej o nich na Facebooku.


i wnętrza... W coraz gorszym stanie.. Wcześniej była tu szkoła leśna. 


I piękne schody...



I zbliżenie na korek :-)