Przejeżdżamy przez Kąty, zahaczamy o bardzo sympatyczne muzeum rybołówstwa i porcik. Dalej głowy urywa wichura. Zwiedzamy muzeum w towarzystwie pana, który nam otworzył. Nikogo więcej.
A w porcie takie rzeczy.. Czytałam jakiś czas temu, że przekop zniszczy ekosystem zalewu, będzie kosztował majątek i nic nie da Elblągowi, bo tam nikt nie ma wielkiego interesu przypływać - coś jak lotnisko w Radomiu.
Porządnie wywiani ruszyliśmy dalej, obserwując zza szyby otoczenie. Trafiliśmy na dość wysoki poziom wód, więc tak wyglądało pole to paintballa i plac zabaw:
Objechaliśmy górzystą Krynicę, która słynie z dzików, niestety nie spacerował ani jeden.. Ponieważ było tuż po świętach, wszystko było pozamykane, w Piaskach w spożywczaku siedziała chmurna "baba" i gadała z lokalnym pijaczkiem. Na moje pytanie o chleb zrobiła wielkie oczy i burkła, że nie ma :-) W końcu w Krynicy udało się kupić. Marzyła się nam ryba wędzona, niestety orkan zablokował rybaków. Trafiliśmy na jedną z niewielu czynnych restauracyjek (czynne głównie hotelowe - trochę tam nie pasujemy ;-) ). I to był strzał w dziesiątkę. Na początek smalczyk, a niedługo potem idealne porcje dorsza. Prosiliśmy o małą i średnią i takie właśnie były! Dotąd mieliśmy inne doświadczenia ze smażalni.. Nie wiemy jak jest w sezonie, ale teraz było super. Restauracja Strzechówka. Objedzeni wróciliśmy na nasze miejsce w Sztutowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz