wtorek, 31 stycznia 2017

Plażing w deszczu..

Ponieważ dalej nie bardzo rozumiałam co się do mnie mówi i mózg odmawiał współpracy, postanowiliśmy zostać nad jeziorem na drugą noc. Oczywiście nie byliśmy na to przygotowani, bo woda się praktycznie skończyła. Plan wlania z jeziora został szybko zweryfikowany - za dużo glona i śmietków. Pozostało zacisnąć zęby, udawać, że jest lato i w tych ok 15 stopniach i deszczyku umyć się w jeziorze. Co to dla nas! :-)

Ucieszyliśmy się, że w wiosce jest sklep, dopóki nie zobaczyliśmy, że w zasadzie to mają tanie piwa, lody i chipsy. I koniec. Chleba brak, masła brak. Kolejny raz odczuliśmy, że są miejsca, gdzie sezon się kończy w sierpniu. Dziwne to bardzo. Zapytaliśmy sąsiada, najbliższy inny sklep naście km.. Trza jeść, co jest ;-)

Miejsce biwakowe w tym czasie jest świetne, było kilka pojazdów, była przyczepka, ale nikt nikomu nie przeszkadzał, nawet dzieciaki nie były głośne. Pełna kultura, sporo miejsca. 

Zaliczyliśmy kolejne grzybobranie, między nami a wioską był spory zagajnik brzózek. Kolejna porcja wylądowała w zamrażarce, jak dobrze ją mieć!! Dzień minął bardzo leniwie... Zdjęć nie ma, bo i nie było co fotografować. Leżing, książking i takie tam :-)

Następnego dnia, żeby nie ryzykować wtopy, postanowiliśmy zapytać o wodę w ośrodku przy sklepie. Pan ochoczo się zgodził, za jakąś kosmiczną cenę... Sporo taniej by wyszło kupić mineralkę w najbliższej biedzie. No cóż. Zatankowaliśmy. Od tej pory będziemy uzupełniać na bieżąco, przy każdej okazji. Na wszelki.