poniedziałek, 28 grudnia 2015

Wycieczka spontaniczna, skończona powrotem do domu...

A miało być tak pięknie...

Spontanicznie zebraliśmy się przed południem, celem była Ślęża. Jakoś przez myśl nam nie przeszło, że ludzie wracają ze świąt... w końcu się doturlaliśmy. Zostawiliśmy auto w miejscówce podrzuconej przez kogoś z camperteam, a konkretnie to na przełęczy Tąpadła. Przeraziła nas ilość ludzi... Bar, infrastruktura handlowa, tłumy i masa aut..


Pogoda była świetna, ruszyliśmy żółtym szlakiem za radą przewodnika Polska niezwykła - dolnośląskie. Tłumy akurat schodziły, przy czym było ich coraz mniej. doszliśmy na górę akurat na zachód słońca. Widoki były piękne, coraz ciemniej.




Dom Turysty jeszcze działał (do 18:00) jednak menu nie było zachęcające.. schabowy 7,60 za 100 g.. same mięcha, wegetarianie to co najwyżej batona kupią i herbatę..  Skończyło się na 100 ml grzanego wina, smacznego, ale już bezalkoholowego. Pani z obsługi jakaś taka... nijaka.. wystrój koszmarny. Obiekt stanowczo nie zachęca by zostać. A w wielu już byliśmy i porównanie mamy.. Toaleta  budynku nie działa, bo brak wody, a na dworze straszna.

A tu upiorek czyli budynek przy stacji radiowo-telewizyjnej :-)



Schodziliśmy niebieskim szlakiem, daje popalić stawom, dużo kucania i kicania po kamolach, ale za to widokowy. Gdy dotarliśmy na miejsce, aut już nie było, bary pozamykane. Tuż obok na posesji strasznie ujadały jakieś wielkie psy, co mnie bardzo martwiło jeśli chodzi o spanie. Problem się rozwiązał w momencie próby odpalenia pieca.... w aucie było jakieś 7-8 stopni. Piec odpalił, ale tylko jedną dyszę, ciężko to było nazwać grzaniem... Po dłuższej walce Czarnowidza poddaliśmy się. Zagrzaliśmy parówki w ramach prowizorycznego obiadu i ruszyliśmy w stronę domu... Problem trzeba rozwiązać (tylko jak??) bo już za 3 dni kamperowy sylwester....


sobota, 26 grudnia 2015

Odwiedziny

Z okazji świąt odwiedziliśmy Marudera w miejscu, gdzie zimuje. Chcieliśmy go trochę rozruszać.

Nie mogło być za łatwo... Najpierw Czarnowidz musiał zrobić podmiankę akumulatora, bo się rozładował. Po czym odpalił, zamienił znowu akumulatory, chwilę poczadził spalinami i chcieliśmy ruszyć na małą przejażdżkę po okolicy. Tia.. Maruder ryknął, podskoczył i zgasł... Wniosek - coś jest nie tak ze sprzęgłem...

Po długiej walce Czarnowidza auto zostało naprawione. Sprzęgło zardzewiało i przyrosło..  Zrobiliśmy rundkę po okolicznych wsiach. Wieczorem poszliśmy spać w kamperze, a że pogoda zupełnie niezimowa to tylko raz w środku nocy odpaliliśmy ogrzewanie. W alkowie jest rewelacyjnie, na dole już gorzej.

A za parę dni kamperowy sylwester :-)

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Plany, pomysły...

Dlaczego tego tak dużo? Co kilka dni zupełnie nowy pomysł się rodzi.. a czasu i kasy na wszystko za mało.. i wszystko chciałoby się już...
Spis będzie się pewnie dalej rozrastał...
1. Czechy
2. Rumunia
3. Śnieżnik, Stezka w oblacich, Duszniki Zdrój - browar, browar Kamienica w Stroniu Śląskim
4. okolice Goerlitz, browar Landskron
5. Dolina Baryczy, Milicz i okolice
6. Srebrna Góra - PodRóżni
7. Górzno - Festiwal Artystycznych Poszukiwań
8. drugi wyjazd na Kaszuby
9. Beskidy ledwo zaczęte
10. pewnie jakieś zloty kamperowe
11. Czeskie Karkonosze
12. Ślęża
13. Pałac w Bożkowie
14. Kościół w Żeliszowie

wtorek, 1 grudnia 2015

Szczeliniec

Wstajemy rano, mocno gwiździ... Ale my cali, autko całe, nawet wyspani. Zanim wypijemy kawę, zjemy śniadanie i się ogarniemy wiatr zwalnia. Ruszamy w górę, dość ostro, i jeszcze dłuższy czas idziemy w cieniu. Po drodze mijamy Wodospady Pośny, no, grubo powiedziane. Nazwalibyśmy to raczej kaskadami.. Widać przy tym, że za czasów niemieckich były tu spiętrzenia wody, leżą kawałki muru, widać fragment schodów. Wyżej zaczynają się pokazywać pierwsze imponujące skały.

Po dość mozolnym podejściu docieramy do pierwszych plam słońca i spokojnej drogi do Pasterki. Wiatr prawie znika, jest piękne słońce. Docieramy do Pasterki, jesteśmy tam pierwszy raz w życiu. I mimo lokalizacji na końcu świata, w pięknym miejscu to pierwsze wrażenie jest raczej negatywne..

   Auto na aucie... jak to w miejscu z dojazdem asfaltem. Ale ledwo przekraczamy próg i wdajemy się w rozmowę z obsługą rozumiemy dlaczego to miejsce jest już legendarne! Okrutną szyderczą rozmowę toczymy potem przy jedzeniu, wychodzimy z wielkimi uśmiechami na twarzach. Załoga podbiła nasze serca!

Ruszamy na Szczeliniec, pogoda dalej piękna, ludzi coraz więcej. Zaglądamy jeszcze na cmentarzyk w Pasterce, ludzie na nas dziwnie patrzą.. Po wdrapaniu się na Szczeliniec zaczynam wydawać dziwne dźwięki a potem rusza potok słów. Na górze wieje i jest lodowato, ale za to absolutnie pięknie! Zachwyty zachwytami, jednak Maruda jest głodna... Dobrze, że zjedliśmy coś ciepłego w Pasterce, bo po wejściu do schroniska słyszymy, że jedzenia nie ma przez godzinę, bo mają grupę do obsłużenia... Wkurzeni zjadamy nasze banany... Oczywiście nawet tu panuje kiczoza... i tak większość zamknięte ze względu na porę roku.


Po dłuższej chwili na tarasach i milionie prób zrobienia panoramy telefonem (przy silnym wietrze...) ruszamy na trasę turystyczną, która z nieznanych nam powodów jest darmowa i na własną odpowiedzialność.


Po wejściu na trasę zaczęła się zabawa, przemykanie uliczkami, przejściami, prawie w klęczki i znowu same zachwyty. Były też takie znaleziska...


Pokicaliśmy, pokucaliśmy, a potem długa droga w dół... 

Schodząc, zastanawialiśmy się co dalej... Chcieliśmy zjeść ciepłą kolację, gdzieś się przespać i dopiero rano wracać. Następnego dnia był poniedziałek i po południu pracowałam.. W końcu wymyśliliśmy, że to bez sensu. Nie mieliśmy w zasadzie wody, byliśmy spoceni po górach, do tego okazało się, że gniazdko od zapalniczki nie współpracuje z ładowarkami telefonów, mimo że normalnie ładuje pokładowy akumulator... Właściwie nie mieliśmy już smartfona z internetem, żeby szukać miejscówki czy sprawdzić drogę. Aparat padł w międzyczasie. 

Pojechaliśmy do Radkowa, który znowu tonął w mroku. Wcześniej widzieliśmy tam restaurację i pizzerię. Postawiliśmy na pizzę i była bardzo przyzwoita. Cichaczem pod siedzeniem podpięłam telefon. Po jedzeniu okazało się, że z tą ładowarką też jest coś nie tak.. w godzinę naładowała baterię może w 15 procentach.. Jeszcze zrobiliśmy sobie spacer po miasteczku i ruszyliśmy do domu... 

W międzyczasie tworzyliśmy listę rzeczy do naprawy, wymiany, do zrobienia w kamperze.. była długa...