czwartek, 5 kwietnia 2018

Tall Ships Races

To była dziwna impreza... Pewnie świetna dla wielu mieszkańców Szczecina i turystów, ale stanowczo nie dla nas. Spodziewaliśmy się święta żeglarstwa, trafiliśmy na gigantyczne wesołe miasteczko, kilka dyskotek jednocześnie i tony chińskiego badziewia. W tym wszystkim przez środek szła linia żaglowców..  i gdzieś tam mała scena szantowa.

Najpierw podjęliśmy próbę zwiedzania żaglowców. Po przedarciu się przez wszystkie Tyskie i inne Lechy, namioty sponsorów, instytucji, reklamy, i dużą strefę foodtrucków, znaleźliśmy się faktycznie w miejscu, gdzie były tylko żaglowce.  Były wielkie kolejki, tam gdzie udało się wejść, wpuszczano tylko na górny pokład. Większość czasu sunęliśmy powoli w upale z tłumem.






Wieczorem zostaliśmy namówieni na wyjście i piwo. Było nam co najmniej nieswojo - huk dźwięków z maszyn na wesołych miasteczkach, oślepiani co chwilę stroboskopami i błyskami. Nawet nam się nie chciało zdjęć robić, czuliśmy się mocno przytłoczeni.



W ostatni dzień w Szczecinie wybraliśmy się na szanty. Pośród tłumów przelewających się na nabrzeżu stała malutka scena. Przed samą sceną był ciąg komunikacyjny, cały czas szli ludzie. Koncerty co chwilę były zagłuszane komunikatami ze sceny głównej, wykonawcy żartowali, że pierwszy raz grają na dworcu. Sytuacja była o tyle idiotyczna, że musieli robić pauzę, bo scena główna zapraszała na ich koncert...



Charakter imprezy dobrze pokazuje filmik organizatora.. Tak bardzo nie nasza bajka, tak bardzo nieżeglarsko..

Film promocyjny - relacja z pierwszego dnia.


W ostatni dzień zrobiliśmy sobie wycieczkę nad morze, na plażę przy gazoporcie. Miała się tam odbyć parada żaglowców. Była ich garstka, z daleka bardzo. Leżeliśmy z lornetką, na szczęście była piękna pogoda, ludzi brak i przyjemne miejsce. Ale obserwacja raczej marna.  

Postanowiliśmy więcej sobie tego nie robić. Na następną edycję zahaczającą o nasze wybrzeże chcemy wybrać się przystanek wcześniej - do Niemiec.

środa, 31 stycznia 2018

Koniec Rugii, piękne Stralsund

Kończył nam się czas, bo w planach jeszcze były Tall Ships Races w Szczecinie. Ok 1/3 Rugii zostaje na następny raz, no i powrót do przegapionego głupio Binz.

Tymczasem dalej zazdrościmy jakości dróg...



Bramą do Rugii jest Stralsund, piękne zabytkowe miasto, z którego wiedzie most na wyspę. Stralsund nas zachwyciło. W końcu to miasto hanzeatyckie. Morze widać na każdym kroku. Do tego mnóstwo zabytków, pięknie zadbane kamienice... Bardzo klimatyczne, warto zwracać uwagę na detale, ozdoby, płaskorzeźby, zaułki. Trafiliśmy do tego na imprezę żaglowców, można było się na rejsy zapisywać. Nam niestety zabrakło na to i czasu, i gotówki.







Klasztor z dziwnymi wnętrzami... Chyba mieszkania czy pokoje do wynajęcia.



I w wielu miejscach takie tabliczki wmontowane w bruk. Gdzieś już takie widzieliśmy, tylko gdzie...



wtorek, 2 stycznia 2018

Sassnitz, Park Narodowy Jasmund

Wróciliśmy do Sassnitz, pora nadrobić miasto. Przeszliśmy się częścią taką bardziej zwyczajną, przeszliśmy się nabrzeżem. Sassnitz to przede wszystkim było miasto portowe, więc nie jest takie urokliwe jak pozostałe. Ale, że Bałtyk nie jest już dobrym źródłem dla rybaków, to coraz więcej tu turystyki. I sporo białych hotelików, i nowoczesność się też wkradła.



Jest też koszmarek - wielki blok na nabrzeżu, tuż przy rynku, który ładny też jakoś nie jest. To hotel.


 Zaskoczyło nas to miasto zwyczajnością, a nawet miejscami zaniedbaniem (jak na Niemcy). Zajrzeliśmy do właściwie już ruin muzeum, smutny to obraz... Fascynujące były tablice i zdjęcia pokazujące jak pociągi zjeżdżały do morza. Ale, że ktoś dopuścił do takiego stanu, i że tak trzymają straszącą ruinę, to nas to zadziwiło...


Szczątki muzeum.. 



Sassnitz to dobre miejsce na zakupy, są też bankomaty, poczta. I obowiązkowo w Rügenfisch trza było się najeść :-) Gdyby nie dalsza część podróży, to chyba byśmy zrobili zapasy jak inni - wiaderka przetworów.




Kolejnym mocnym punktem Rugii jest Park Narodowy Jasmund. Stanęliśmy na parkingu w Hagen (10,50 za noc, w tym zrzut kota za darmo w określonych godzinach), stąd jest blisko do atrakcji parku. Sam parking trawiasty, cisza i spokój, niestety wszystko zautomatyzowane, dużo tablic i regulaminów. Niewiele zrozumieliśmy. M.in. przegapiliśmy informację o zamkniętej części atrakcji.. bo użyli innego słowa na "zamknięte" niż my znamy :-)

Jest tu m.in. centrum informacyjne, punkty widokowe, klify. Wstęp do części parku jest płatny, w tym na najsłynniejszą atrakcję - Königsstuhl. My sobie odpuściliśmy tym razem, zwłaszcza, że nie mieliśmy ochoty na tłumy i dzieciaki. Myk polega na tym, że ponoć dużo lepszy jest widok z Victoriasicht, czyli punktu widokowego na punkt widokowy Königsstuhl :-)To ten widok był na obrazie Caspara Davida Friedricha, i faktycznie jest pięknie. Turkusowa woda (na zdjęciu wyszło jakoś szaro...), przepaść pod nami, ponad stumetrowe klify kredowe - białe.  



Niestety mieliśmy pecha, bo zejście na plażę było zamknięte, również zejście na małą latarenkę, o czym doczytaliśmy po powrocie googlając informację z tablicy. Tak, że tym razem się nie udało, widzieliśmy klify tylko z góry. Można też się przejść z Sassnitz albo Lohme, ale nam zwyczajnie zabrakło już sił i dnia.

Nie wiedząc o innych opcjach, idąc drogą do zamkniętych schodów na plażę, zrobiliśmy sobie długi spacer bukowym lasem. Na koniec złapał nas deszcz, więc wieczór spędziliśmy w "domku". Zresztą niespecjalnie było co robić na miejscu, sklepiki wieczorem pozamykane, knajpki brak.