środa, 30 września 2015

Pomorze Zachodnie - podsumowanie

Przede wszystkim koszty:

Camping Tramp Świętouść 65, namiot, osobówka, 2 osoby, 3 noce 187 zł.
Szczegóły:
Osoba dorosła: 18,00 zł
osobówka: 10,00 zł
namiot 1-2 osoby: 12 zł (mieliśmy trójkę, nikt nie sprawdzał)
opłata miejscowa: 2,19 zł
piwo Bosman, i butelki i lane: 6 zł za 0,5
gofry 6-9 zł
frytki chyba 5 zł, spora porcja
warzywniak - ceny jak na straganie w okolicy

Karsibór nocleg auto + namiot na terenie Wyspy Skarbów 25 zł
Świnoujście: ryba w barze Pierożek wielka, tak se, ok 30 zł, schabowy wielki ale niskiej jakości, ceny o mało restauracyjne
Muzeum Rybołówstwa Morskiego: 15 zł / os za całość
Wieża widokowa - pozostałość kościoła: 6 zł / os, toaleta dodatkowo płatna
Podziemne miasto: 15 zł od osoby
Prom bezpłatny
Zagroda pokazowa żubrów: 6 zł, audioprzewodnik gratis, ilość ograniczona
 Kamień Pomorski - wieża widokowa ze skromnym muzeum minerałów: cenę dopiszę jak znajdę
Muzeum w Wolinie - ceny nie pomnę, ale jakieś grosze







czwartek, 24 września 2015

Świnoujście z różnych stron

Niedospani trochę ruszyliśmy w stronę Świnoujścia. Marzyło nam się coś podjeść w restauracji mijanej po drodze, niestety wczoraj była już zamknięta, a teraz jeszcze zamknięta. Zajrzymy tam następnym razem, bo wyglądała bardzo zachęcająco, a do tego nad samą wodą. Nazywa się to Rybaczówka. Widzieliśmy też Ptaszarnię, wychodzi na to, że restauracje na wyspie wszystkie wyglądają zachęcająco.

Naszym pierwszym punktem programu była latarnia morska. Niefajnie się zaczął nasz dzień, bo z powodu wiatru latarnię zamknięto w momencie kiedy doszliśmy do jej wejścia.. I to by było na tyle, jeśli chodzi o nasze próby wejścia na jakąkolwiek latarnię morską.. Tuż obok jest jeden z trzech fortów, jednak wszystkie odpuściliśmy z braku czasu.

Następne było Podziemne Miasto, przy okazji obejrzeliśmy budowę gazoportu ;-) Nie wyglądał na gotowy... Podziemne miasto to strzał w dziesiątkę, trafiliśmy na świetnego przewodnika, musztrował wszystkich równo. Jest to kompleks budynków i przejść pod ziemią, które były wykorzystywane jeszcze nawet w 1995 roku i utajnione. Muzeum stara się pozyskiwać kasę i kolejne sprzęty, w te wakacje można było zwiedzić dwa duże obiekty z pięciu istniejących. Dobre dwie godziny, bilet normalny 15 zł. Koniecznie sprawdzajcie godziny wejść, bo jest ich tylko kilka dziennie. Choć widzieliśmy też drugą grupę idącą za nami, bo tłumy były. Jedyny duży minus to brak toalety i las otoczony drutem kolczastym. Policzcie sobie czekanie w kolejce + zwiedzanie, warto skorzystać z lasu wcześniej, przed terenem obiektu.

Potem przyszła pora na miasto. I tu zaczęły się schody, bo nie mieliśmy ani planu, ani przewodnika. Dojazd na drugi brzeg to albo przeprawa dla wszystkich, gdzie była wielka kolejka (z trójki odbijamy w lewo na 93 i już na rondzie był korek, prom Bielik z Warszowa), albo przeprawa dla mieszkańców (autem), ale pieszo może wejść każdy (centrum, prom Karsibór). Wybraliśmy centrum, zaparkowaliśmy na Orlenie jakiś kilometr od promu, ale się okazało, że po drodze jeszcze były miejsca. Promem myk myk za darmo do samego centrum. Zeszliśmy na ląd, zaczęło się chmurzyć i popadywać, a my bez planu. Gapiąc się w telefon poszliśmy w kierunku morza, ale to trwałoby za długo, żeby coś zjeść i albo znaleźć nocleg albo dotrzeć do Szczecina. Obejrzeliśmy przypadkiem nadmorską dzielnicę turystyczną, wszędzie tak być powinno.. Jasno, gustownie, schludnie, elegancko.


Potem udało nam się znaleźć wieżę kościelną z punktem widokowym, kawiarnią i galeryjką. W kawiarni było z 40 stopni, więc nie skorzystaliśmy. Widoki z góry uzmysłowiły nam jak bardzo miasto oberwało w czasie wojny i jak zostało "uszczęśliwione" za komuny..


Ponieważ nie bardzo wiedzieliśmy co w tym mieście jest wartego obejrzenia a czas gonił ruszyliśmy w stronę promu i wypatrzonego baru. Marzył mi się Zachodni falochron i Stawa Młyny, ale piechotą było za daleko a nie znaleźliśmy autobusu, który by jechał dość blisko. Wygooglałam Muzeum Rybołówstwa, była 15:45 a muzeum do 17:00. Postanowiliśmy zaryzykować, dolecieliśmy na 16:00, zapytaliśmy czy to ma sens. Decyzja zapadła, dziarsko przejdziemy wszystkie piętra, dla dzieci mogą być nudne, nam się podobało. Klimaty morskie, nawigacja, sprzęty sprzed wieków, bursztyny, mapy, muszle. Na parterze jest osobna ekspozycja rafy koralowej. Zakochałam się! Coś pięknego!  Dorosłym polecamy przeznaczyć ok. 2 h na zwiedzanie. Wstęp kosztował 15 zł z rafą.
 Zjedliśmy niepowalający i nie barowo tani obiad w Pierożku i postanowiliśmy zrobić jeszcze spacer do portu. Zobaczyliśmy z zewnątrz kolejne dwa forty i portową zatoczkę i trzeba było wracać..  Potem szybki przejazd do Szczecina na nocleg. Dom coraz bliżej...

wtorek, 22 września 2015

Pomorze Zachodnie 2015 - pora się ruszyć

Najwyższa pora się ruszyć. Zbieramy się, żegnamy z goframi, przesympatyczną obsługą i wszystkim pod nosem. Najpierw jedziemy  w stronę Międzyzdrojów. Zahaczamy o latarnię Kikut. Jeśli oczekujecie wejścia na latarnię i pięknych widoków to rozczarujecie się jak ja. Ja rozumiem, że zabytek, że wyjątkowa, że wysoka.. Ale nie da się na nią wejść, jest w środku lasu a czasu schodzi sporo na dotarcie do niej. Na szczęście jest w pięknym bukowym lesie, tak innym od tych górskich.


Po spacerze pojechaliśmy dalej. Dotarliśmy krótkim spacerkiem na Klif Gosań / Wzgórze Gosań. I tu widoki były :-) I bunkry były. Niestety zdjęcia mamy tylko z telefonu i nie ma się czym chwalić...

W okolicy zostały nam jeszcze żubry. Ileż radości (takiej podłej i złośliwej) nam dał spacer do rezerwatu! Nie widać na początku informacji, że to spacer prawie 3 km lasem... i te jęczące dzieci, mamuśki w laczkach, japonkach, szpilkach, wyfioczone w obcisłych kieckach.. zasapani podpasieni tatusiowie.. Hłe hłe hłe. A potem było tylko gorzej.. żubry olewające ludzi, przerażona sarenka, bieliki schowane najdalej jak się da.. Wszędzie ostrzeżenia, żeby nie karmić, nie przechodzić za barierki, być cicho.... co to kogo obchodzi!? Mamuśka przekłada bachora za płot, żeby lepsza fota była, dziecko się drze..  Miejsce świetne, przewodnik audio, filmiki nawet były. Tylko ci ludzie wokół nas... 





Postanowiliśmy pojechać pod Świnoujście. Udało mi się dodzwonić do Mariny Karsibór, tam dostałam numer do lokalnego rolnika, który przyjmuje ludzi z namiotami. Dotarliśmy sprawnie na wyspę Karsibór, która w zasadzie jest dzielnicą Świnoujścia. Miejsce samo w sobie rewelacyjne! Zaciszne, sielskie, choć sporo komarów. Wiejskie klimaty, woda naokoło, następnym razem spędzimy tam kilka dni wynajmując kajaki. 

Dlaczego warto zajechać na Karsibór?
 1) stary cmentarz niemiecki z zachowanymi płotkami, coś magicznego, pięknego i dość zadbanego
2) raj dla miłośników ptaków
3) dłuuuugi falochron wgłąb Zalewu Szczecińskiego
4) kolonia kormoranów, w którą można wejść (szkodzą lokalnemu ekosystemowi i rybakom..)
5) port U-bootów na wjeździe na wyspę
6) pomnik lotników RAF

Rolnik, który miał nas przygarnąć okazał się być właścicielem Wyspy Skarbów. Powiem tak, na nocleg fajnie. 25 zł od osoby, prysznice znośne, kibelki, jakiś bar, łąka i spokój. Nie podobało mi się podejście właścicieli do części zwierząt. Świnki morskie na dworze w klatce jak króliki, cały dzień bez nadzoru dorosłych były miętolone przez dzieci, w nocy w czasie wichury dalej były na dworze. Trafiliśmy na imprezę, gdzie jedną z atrakcji była "mysia ruletka", myszki i małe szczurki były trzymane w plastikowym transporterze w upale.. samej zabawy na szczęście nie widziałam, bo bym wyszła z siebie.. Sama atrakcja dla dzieci niby ok, ale wszelkie instalacje linowe były wykonane zupełnie amatorsko, bez jakiejkolwiek wiedzy na temat parków linowych, bezpieczeństwa czy odpowiedniego sprzętu. Gdybym miała dzieci, to bym ich tam nie wpuściła. 

Sama noc to przygoda. Już będąc na wieczornym spacerze po falochronie musieliśmy bardzo uważać, bo bardzo mocno wiało, tak, że przyduszało. Po dotarciu na pole zobaczyliśmy, że jest tylko gorzej.. Nie wiem jak silny był to wiatr, ale w nocy przestawialiśmy auto, żeby trochę osłonić namiot. Innym namioty się porwały, ktoś z dziećmi spał w aucie, bo się bały. Nas budził namiot kładący się nam na twarze.. i nie spadła ani kropla deszczu.

A to nasze meble:






poniedziałek, 14 września 2015

Plażing.. i jak to się płaci za rybę nad morzem..

Udało się! Leżeliśmy całe 2 godziny! Buntowałam się jak Czarnowidz powiedział "dość". Że się spalimy, że ile można, że gorąco...



No nie powiem.. miał rację.. wystarczyło, żeby wszystko piekło..

W każdym razie po plażingu ruszyliśmy na zwiedzanie. Koleżanka polecała Wisełkę jako wariant awaryjny noclegowy, ale Wisełka nie zrobiła na nas żadnego wrażenia.. małe to to, a i tak kiczoza i balony. Nie zgłębialiśmy więc tematu. Dojechaliśmy po chwili do Międzyzdrojów, no jak już jesteśmy tak blisko.... To co zobaczyliśmy przeszło nasze wyobrażenia... Dzikie tłumy, kiczoza i masakra, handel wszystkim i coraz większe reklamy.. molo płatne. Na starych zdjęciach wygląda ładnie..

Już chcieliśmy uciec, kiedy zgłodnieliśmy... wylądowaliśmy w dość tłocznej knajpie, ktoś nam podkradł zamówienie (braliśmy dorsza z pieca, a oni smażonego, no faktycznie ciężko zauważyć różnicę..), kucharz bardzo przepraszał, szybko dostaliśmy swoje dania. Wszystko było pyszne, niestety jak to nad morzem.. to, że ryba na wagę to normalka, ale żeby kawałki po 400g.... jakieś 90 zł. Do tego okazało się, że surówki i frytki też są na wagę, jedno i drugie dostaliśmy prawie po 200g!! W menu było normalnie wpisane jak wszędzie, wyglądało, że porcja to 100g i kosztuje 5 zł... Szkoda gadać. Za problemy z kolejką surówki dostaliśmy gratis, a i tak wyszło sporo ponad stówę.. Zachciało się nam jeść w Międzyzdrojach..

Na koniec jeszcze zrobiliśmy sobie spacer i dopiero odkryliśmy jakiś mniejszy deptak, znacznie przyjemniejszy.. tak to jest, jak się jedzie bez przygotowania. Do tego jeszcze były takie kwiatki..

Zupełnie to do nas niepodobne, ale zostaliśmy na Campingu Tramp trzy noce.. jakieś lenistwo nas ogarnęło, to po pierwsze. Ale też sama atmosfera, Polacy, Czesi i Niemcy razem, wszyscy grzeczni, pomocni, pełna kultura. Pyszne gofry, tanie i dobre piwo, super obsługa, wszystko pod nosem, wszędzie czysto, plaża wypełniona jedynie mieszkańcami campu, wystarczyło przejść się 100m i było pusto. Dużo później doczytaliśmy, że to jeden z niewielu campów czterogwiazdkowych. I tak naprawdę wtedy napatrzyliśmy się na kampery... niedługo po powrocie zaczęliśmy poszukiwania.




Maruda.

niedziela, 13 września 2015

Pomorze Zachodnie 2015 - miał być relaks...

My to zupełnie nie umiemy odpoczywać... na koniec dnia byłam po prostu wściekła i rozgoryczona.. Nawet Czarnowidz się zgodził na leżenie na plaży, a i tak nam nie wyszło.. Ale od początku.

Wstaliśmy sobie, poranna kawka przed namiotem, śniadanko. Wokół atmosfera wczasowa, ale bez drących się dzieci (pół nocy grały w makao przed domkiem naprzeciwko! Po cichu! Bez komórek i tabletów!) Plan był odwiedzić koleżankę plażującą w Międzywodziu. Przygotowani do plażingu (plecak z ręcznikami, woda, gazetki, książki) ruszyliśmy nad wodę.. potem dzwoniliśmy do koleżanki.. bez efektu.. no to co? Przejdziemy się, może znajdziemy. Przeszliśmy naszą pustą plażę.. zatłoczoną plażę w Międzywodziu.. i nic.

 Ponieważ było przyjemnie ciepło, ale nie upalnie, a tłok nas odstraszał, to poszliśmy dalej.. i dalej.. i dalej.. Skończyło się na obiedzie w Dziwnowie (coś z krową w nazwie, niedobre burgery..), wizycie w aptece i testowaniu kolejnych plastrów na pęcherze trzymające się jeszcze po Górach Izerskich. Z campingu do Dziwnowa było ok 9-10 km.. Droga powrotna to już była mordęga, jęczenie i marudzenie, ból stóp i stawów.. no i nowe pęcherze.. kiedy wreszcie mieliśmy paść na piach to przyszły wielkie czarne chmury..

Podreptaliśmy do namiotu, oczywiście nie padało.. Wieczór spędziliśmy piwkując i pożerając pyszne gofry. A między goframi, piwem, plażą i toaletami robiłam kuśtyk kuśtyk kuśtyk.. Czarnowidz przewidując katastrofę zaproponował, że może następnego dnia naprawdę poleżymy...

Maruda


sobota, 12 września 2015

Kawałek Pomorza Zachodniego 2015

Termin urlopu Czarnowidza został zupełnie przestawiony (aż dziwne, że tego nie przewidział...) i zamiast jechać gdzieś w sierpniu byliśmy zmuszeni na szybko wymyślić wakacje na lipiec. Stąd wzięły się Czeskie Izerskie, ale też wyjazd w okolice Szczecina i Świnoujścia.

Dobry duch z bloga Na koniec mapy podpowiedział miejscówkę nad morzem, która gwarantowała spokój - w tłumie byśmy nie wytrzymali. Końcomapowcy mieszkają w Szczecinie, więc pierwszy nocleg był załatwiony. Ruszyliśmy do Szczecina, S3 jedzie się bardzo fajnie, pomijając fragment ok 100km bez toalet... Dotarliśmy do celu po południu i zostaliśmy sterroryzowani przez szczecińską część rodziny Czarnowidza.. kawka u cioci jak to kawka u cioci... wydostaliśmy się o 22:00... szybki dobry i tani kebab na Krzywoustego ( Bar Rab - całodobowy!!) i popędziliśmy na nocleg. Po wieczornych pogaduchach wstaliśmy niedospani :-)

Rano ruszyliśmy w drogę, coraz bliżej morza :-) Najpierw Wolin, niepowalająca pizza w rynku, spacer do ruin wiatraka, sympatyczne Muzeum Regionalne, choć wystawa o Neandertalczykach jakaś taka trochę upiorna...
Do Wikingów nie zaglądaliśmy, część pracowników ewidentnie spacerowała po miejscowości, więc chyba nie byłoby co oglądać..

Potem szybki przeskok do Kamienia Pomorskiego, weszliśmy na wieżę, widoki zacne. Pozostała część miasta jaką widzieliśmy to smutne bloki ( ohydna pasteloza), jedynie ratusz i dwa budynki przy porcie robiły pozytywne wrażenie.

  


Z Kamienia droga prowadziła prosto do morza... Przejechaliśmy upiorny Dziwnów i równie kiczowate Międzywodzie. Plan był by zatrzymać się albo na campingu Tramp (nie jesteśmy fanami dużych campingów..) albo gdzieś naprzeciwko na dziko.. Miejsce nazywa się Świętouść, przez cały pobyt nie dotarliśmy nad pobliskie jezioro, gdzie ponoć były jakieś domy..  Poza tym NIC... Po szybkim rozejrzeniu się wjechaliśmy na camping.. z pewnym przestrachem i zwątpieniem.. tymczasem obsługa na wejściu była bardzo wesoła, polecili zrobić sobie spacer i wtedy zdecydować. Znaleźliśmy dobre miejsce i postanowiliśmy zostać na jedną noc (58 zł, 2 osoby, osobówka i mały namiot). Przekonała nas bliskość plaży, bar z zimnym Bosmanem w kilku rodzajach i jakaś ogólnie pozytywna atmosfera i spokój, mimo sporego tłumu. 

Po rozbiciu namiotu poszliśmy na plażę, zobaczyć morze po jakichś 10 latach..