wtorek, 25 sierpnia 2015

Izerskie - kolejne dni

Między Polednikiem a Ptacimi kupami na mapie ewidentnie płynie spory strumień. Przecina szlak. Spaliśmy tuż przed tym przecięciem, a jednak Czarnowidzowi zajęło dobre 20 minut odnalezienie wody. Ileś cieków wodnych musiało się połączyć poniżej drogi, żeby po przejściu jakichś 500m w dół można było się w miarę umyć i nabrać zapasów wody. A że był upał to zanim doszliśmy do namiotu byliśmy od nowa zapoceni..

Ruszyliśmy z rana, droga już niestety do końca wyłożona była asfaltem albo płytami.. I ledwo ruszyliśmy a już niespodzianka! Paręset metrów od miejsca noclegu mamy budkę z piwem! Zdaje się na skrzyżowaniu ze szlakiem zielonym idącym na Hejnice. Lodowata tania malinovka to hit wyjazdu! Napojeni ruszamy dalej, przed nami długa upierdliwa droga, za to z kilkoma punktami widokowymi. Koniecznie wejdźcie na Ptaci vrchy! Do samego końca dróżki. Piękne widoki, tylko to podejście... oczywiście po schodach..


Chwilkę później po lewej stronie pojawiło się miejsce jakieś takie niepozorne, ale ludzie włazili, na mapie zaznaczone.. to poszliśmy. Krasna Mari - skałki z fenomenalnym widokiem! Tuż obok drogi.



Po drodze mijamy Tetřevi chatę/boudy, która niestety była zamknięta.. za to przy niej było pierwsze źródełko z odrobiną wody! 

Następna na mapie jest Knajpa lub Na kneipe a nam gorąco... i chce się pić... Ok. 15:00 docieramy do rezerwatu Na Cihalde, warto przekroczyć bramę, bo w środku jest wieża z widokiem na bagna. Padnięci i przegrzani ledwo dołazimy do skrzyżowania i widzimy ludzi! Z piciem w rękach! Knajpa otwarta! Za grosze kupujemy Malinovkę i jakiś wynalazek z miodem i miętą, malinovka jest lepsza.. 


Plan mamy ambitny, bo jeszcze kawałek jest do Chaty Smedava, gdzie chcemy zjeść obiad, przed nami wejście na Jizerę i znalezienie miejsca na nocleg. Decyzja - najpierw jemy. I tak wypiliśmy cydr (Kingswood), który w składzie miał cukier, syrop glukozowo-fruktozowy itd.... i zjedliśmy bezsmakowy smażony ser... Chata Smedava okazała się rozczarowaniem. Wkrótce ujawniły się pęcherze na moich stopach... w ilości znacznie komplikującej sprawę.. i w zasadzie po próbie przejścia kawałka musiało się to skończyć noclegiem, odpuszczeniem Jizery i ostatecznie prawie zakończeniem wyjazdu.. Udało nam się rozbić namiot pod budą/sklepikiem tuż za Smedavą i szybko schowaliśmy się przed meszkami.

Rano zwinęliśmy się szybko w obawie przed ochrzanem właściciela sklepiku. Moje stopy dokonały żywota... jak było źle niech świadczy fakt, że przestałam nawet marudzić.. po prostu zamilkłam zaciskając zęby... Dowlekłam się do Jizerki, jako miejsca najbliżej cywilizacji. Udało nam się dodzwonić do koleżanki i pozostało czekać aż pozałatwia swoje sprawy i przyjedzie po nas.

Na pocieszenie wypiliśmy pewną ilość lodowatego piwa i zjedliśmy fantastyczny obiad! Panský dům to raj na ziemi! Przepiękna wioska, a na środku niedrogie piwo i przepyszne i wielgachne dania za 15-20 zł.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz