czwartek, 8 września 2016

Dzień trzeci - Grudziądz i Charzykowy

Zanim wstaliśmy, zanim się zebraliśmy, pomarudziliśmy trochę i pogapiliśmy się na miasto, trochę czasu minęło. W Grudziądzu zwiedzanie zaczęliśmy koło 13:00...

Miasto znane przede wszystkim z panoramy znad Wisły, miasto od rzeki oddzielają spichlerze i dużo czerwonej cegły.


Od drugiej strony to faktycznie po prostu kamieniczki, część w kiepskim stanie niestety...

Są i takie widoki:

Czarnowidz spędził trochę czasu w Grudziądzu kilka lat temu i zawsze mu się to miasto kojarzyło z jakąś kosmiczną ilością pomników i tablic. Potwierdzam, na każdym kroku widać jak nie jakąś postać, to chociaż tabliczkę. Czasami to osiąga aż taki poziom sama nie wiem czego.. Słowacki tu się urodził? Spędził pół życia? Zmarł może chociaż? Nieeee... statek z jego trumną stał tu jeden dzień.


Bardzo niedawno odbudowano wieżę Klimek, odkopano ruiny zamku krzyżackiego i bardzo sympatycznie wszystko przygotowano do zwiedzania. Bezpłatnie. A z wieży jakie widoki...


Przeszliśmy się też po tej zwykłej części miasta, wchłonęliśmy wielkie zapiekanki w czymś z bistro w nazwie (typowy fast food), trafiliśmy pod areszt, a tam takie rzeczy.. Ot, taka sytuacja. (z przodu był niepodobny..)


Dalszy nasz plan to Charzykowy i weekend z szantami. Droga nie była szybka i łatwa.. Droga wojewódzka 272.... spotkaliśmy JEDEN pojazd...


Gdy w końcu dotarliśmy do Charzyków, okazało się, że o darmowym miejscu na postój to można zapomnieć. Wszystkie parkingi pełne, miejscowość malutka. To była nasza druga wizyta w Charzykowach, więc wiedzieliśmy już, że stanica PTTK to bardzo zły pomysł ( głęboki PRL, wszystko ledwo działa, nigdy więcej). Internety podpowiadały tylko to.. Ale kojarzyło nam się z nocnego spaceru, że kawałek w stronę Funki była restauracja i jakieś pole namiotowe. Zajechaliśmy tam - Agroturystyka Paradise (informacji o polu na stronach brak). Pełno ludzi, przyczep, namiotów i kamperów. Ale cena bardzo sympatyczna - za dwie osoby 34 zł. Zostaliśmy na cały weekend. Wprawdzie po pierwszej nocy przenieśliśmy się na drugi koniec pola, bo zostaliśmy otoczeni bardzo ciasno przez super nowe kampery z załogą słuchającą disco polo od 7:00, ale na drugim końcu leciały szanty ;-) Spróbowaliśmy też zup w restauracji - super domowe i treściwe za małe pieniądze!

Nastał wieczór i ruszyliśmy na festiwal. Minus - brak możliwości wniesienia alkoholu, a wszędzie poza frontem sceny dźwięk fatalny. Zresztą lali tylko jakiś syf, Żywca i Warkę chyba.. Muzycznie w porządku, relaksacyjnie dość. Drugi dzień był znacznie bardziej rozrywkowy, ale o tym następnym razem.

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz