piątek, 2 września 2016

Powidz, Toruń

Jak już tu zajechaliśmy, to postanowiliśmy pomarudzić po miejscowości i zobaczyć jezioro.

Przeszliśmy się na plażę za dnia, domków w lesie po horyzont, duży ośrodek, ale ludzi faktycznie nie bardzo było widać. Plaża, jak plaża, miejsca na kampery brak. Przyczepki stoją jedna przy drugiej ciasno. Tuż przy szlabanie zaczynała się droga rowerowa do miejscowości. W zasadzie to od razu zaczynały się domy. Powidz wygląda trochę jak malutkie miasteczko na końcu świata.. niskie sympatyczne domy, niby nic ciekawego, ale jakoś tak miło. A na końcu spory ośrodek i camping. Może na 2 dni można tu przyjechać, ale nie dłużej.


 Wróciliśmy na "dziką plażę", wchłonęliśmy wielkie frytki i zebraliśmy się w drogę do Torunia.
Wiedzieliśmy, że w Toruniu jest camping, ale wyglądało nam, że bardzo blisko dworca, więc i torów. Ale za to przy samym moście do Starego Miasta. Jeszcze w domu Czarnowidz wypatrzył punkt widokowy nazwany Panorama Torunia. Postanowiliśmy to sprawdzić, a przy okazji popatrzeć na miasto. Widok nas zwalił z nóg, a do tego miejscówka okazała się idealna na noc! Blisko mostu, ale od torów i campingu oddzielał nas spory lasek (rezerwat), monitoring, równiutko, parking, żadnego zakazu. Cisza i spokój.


Prowizoryczna panoramka zrobiona telefonem, ale pokazuje naszą miejscówkę.

Wyobraźcie sobie widok w nocy.. Musicie sobie wyobrazić, bo nie było jak zrobić dobrego zdjęcia :-P Niestety statywu brak, a pod pomostem były lampy, które zagłuszały widoczek przy próbie stabilizowania aparatu na poręczy.

Sam Toruń, no wiadomo, piękny, pięknie oświetlony wieczorem. Łaziliśmy na luzie do późna, trafiliśmy też do browaru. APA całkiem całkiem, pszeniczniak (Śmietanka) no jak nazwa mówi.. aż gęsty. Strasznie jakiś ciężki był i kwaśnawy.


W trakcie zwiedzania miasta trafiliśmy do Pierogarni przy Moście Paulińskim. To sieciówka, jedliśmy w niej też w Bydgoszczy. I byliśmy pozytywnie zaskoczeni i ceną, i obsługą i żarełkiem. Jak ktoś nie ma weny wymyślać, błądzić po obcym mieście to spokojnie można wpaść do takiej pierogarni. Są i pierogi pieczone (drożdżowe) i z wody. Spokojnie najadałam się małą porcją. 

A sam most był wielkim zaskoczeniem, i gdyby nie postój na obiad, to byśmy o nim nawet nie wiedzieli. A co to takiego, poczytajcie u źródła. 

Dość późno wróciliśmy na nasz punkt widokowy. Sporo czasu zajęły nieszczęsne próby zrobienia zdjęcia nocnego. Zasnęliśmy przed pierwszą, bo jeszcze czytaliśmy, planowaliśmy, a co chwilę pojawiali się ludzie zobaczyć panoramę. Po północy wszystko ucichło... 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz