czwartek, 16 lutego 2017

Wejherowo z rana i przymusowy postój

Ponieważ Wejherowo przeszliśmy tylko częściowo i tylko po nocy, to z rana ruszyliśmy na spacer. Zahaczyliśmy o Kalwarię, ale to zupełnie nie nasza bajka. Obeszliśmy park, gdzie pan akordeonista nas okiwał. Z dala słyszeliśmy muzyczkę, stała mama z wózkiem i tańczyło dziecko. Jak odeszli, zaatakowaliśmy gościa z metalu. Połaziliśmy wokół niego jak głupki i się poddaliśmy.. Po czym przyszła następna babka i znowu zagrało... Dopiero w sieci znalazłam informację, że jeden z klawiszy instrumentu trza nacisnąć, to zagra piosenka Kaszubskie nuty..

Park nas zachwycił bielikami. Widzieliśmy wcześniej te ptaki, z daleka, w Międzyzdrojach w rezerwacie, tam schowane były jak najdalej przed rozwrzeszczanym tłumem. A tu cisza i spokój, pofruwały, pomachały, dały się podziwiać. tylko aparat za słaby..




Ogólnie, pomijając świąteczne dekoracje, to jest to naszym zdaniem bardzo ładne sympatyczne miasto. Otoczone lasami, kalwarią, blisko do wody. Z ciekawostek, raczej ponurych, to w Wejherowie jest tunel. Przez środek miasta idą tory, więc jak jedzie pociąg, to nie da się przejechać na drugą stronę. Szpital jest tylko z jednej strony. Co kiedyś ktoś wymyślił? Tunel. Tyle, że aktualnie jest za niski dla nowoczesnych karetek... 

Dotarliśmy do Lidla na zakupy, byliśmy w sklepiku z produktami regionalnymi, i przyszła pora ruszać dalej. 

Nie zdążyliśmy wyjechać z miasta, jak Maruder zaczął piszczeć.. Zdążyłam sobie przypomnieć, że Czarnowidz mi kiedyś pokazywał, że mamy jakieś paski w kiepskim stanie. Potem temat umarł. I akurat mi się przypomniało, wspomniałam o tym.. Nagle Czarnowidz stwierdził, że akumulator się nie ładuje, zjechał na bok. Rzeczone paski były w strzępach... Dobrze, że środek tygodnia, że już po świętach.. Czarnowidz ruszył z powrotem do miasta piechotą, a ja wzięłam się za obiad..  Po wielu przekleństwach i kilku godzinach auto było zrobione. 

Zajechaliśmy do Pucka na krótki spacer, bardzo ładnie, cicho, spokojnie, obowiązkowo pomnik Hallera i symbol Zaślubin z morzem. Ryneczek dokładnie taki, jak lubię najbardziej - niskie zabudowania, ładne, zadbane. I pierwszy raz zobaczyłam port pełen jachtów..... na lądzie. Rzędami stały łajby i kutry. Nie wiem dlaczego, ale miałam zawsze w głowie hangary... a tu wszystko na powietrzu. Kilka lokali wyglądało zachęcająco, ale wiedzieliśmy, że na Helu kasa pójdzie. 


 Ruszyliśmy dalej, mieliśmy upatrzoną miejscówkę oznaczoną jako lotnisko przed Jastarnią. Po tradycyjnym postoju i hot dogu na Orlenie dojechaliśmy na miejsce. Stał już sobie ktoś z cepką, cisza i spokój,
objechaliśmy miejscówkę i postanowiliśmy jeszcze połazić. Dojechaliśmy do Helu. Cisza. Dzień przed sylwestrem. Parę aut stoi. Cisza. Pustki. Pojedyncze osoby. W Helu byłam dwa razy i dwa razy widziałam straszny tłum. Zdjęcia mamy niestety z telefonu lub nowego aparatu, którego dopiero się uczymy..


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz